Cecylia Krysińska

Niespodzianka

„To wszystko Mameluki!” denerwował się Christian Piotr Aigner, kiedy jego pracodawca i przyjaciel Stanisław Kostka Potocki zażyczył sobie w Wilanowie Galerii Gotyckiej. Mamelukami, jak tłumaczył swoim studentom pan profesor Tadeusz S. Jaroszewski, Aigner nazywał wszystkich, których uznawał za barbarzyńców. Galeria stanęła w roku 1802, od początku miała służyć eksponowaniu kolekcji malarstwa XVII i XVIII wieku. Modę na gotyk zapoczątkował Horacy Walpole swoją książką „Zamek w Otranto”, wydaną w 1764 roku. Później nastąpił wysyp powieści gotyckich i idące za tym pragnienie otaczania się gotyckimi budowlami, trwające aż do końca XIX wieku.

Styl zastosowany w architekturze i sztuce doskonale odpowiadał sentymentalizmowi i romantyzmowi, był zaskakująco uniwersalny. Odpowiedni dla muzeów w których przechowywano rodzinne pamiątki i pamiątki narodowe według zleceniodawców podkreślał starożytność rodu i kraju. Uznany za najlepszy dla kościołów, do czego walnie przyczynił się „Geniusz chrześcijaństwa” gorliwego katolika Francois – Rene de Chateubrianda i „Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu” nie mniej gorliwego libertyna – wolterianiana Wiktora Hugo. Pomocne były też  batalie, jakie toczył ten ostatni w obronie gotyckich zabytków, między innymi na łamach Revue des Deux Mondes („Zabytek i historia. Wokół problemów konserwacji i ochrony zabytków. Antologia.”). Gotyk uznano za styl narodowy w Anglii, Francji i Niemczech, gotykiem inspirowano się nawet projektując w 1848 roku okładkę pierwszego wydania Manifestu jednej z nowszych religii – komunizmu. W Polsce, mimo szalejącej anglomanii, najbardziej widocznej najpierw w męskich strojach, nigdy nie uznaliśmy gotyku za styl narodowy. Mimo to lubiliśmy go niezwykle i wybieraliśmy często. Niektóre nasze realizacje powstawały wcześniej, niż bardzo im podobne za granicą i to w krajach, z których czerpaliśmy wzorce. Zwróciła na to uwagę Irena Grzesiuk – Olszewska w „Warszawskiej rzeźbie pomnikowej” omawiając mauzoleum Stanisława Kostki i Aleksandry Potockiej w Wilanowie. Pomysłodawcą sarkofagu z pełnoplastycznymi figurami i baldachimu o tudorowskich łukach był Leandro Marconi. 30 lat później królowa Wiktoria postanowiła uhonorować swojego męża Alberta pomnikiem w Ogrodach Kensingtońskich, nieopodal hołubionego przez Księcia Małożonka Muzeum. Królowa zaprosiła siedmiu architektów, konkurs wygrał Sir George Gilbert Scott.

Co ciekawe, rzeźby w Mauzoleum Potockich wykonał jeden z najwybitniejszych – jeśli nie najwybitniejszy – polski klasycysta Jakub Tatarkiewicz. Nie dziwi więc, że nagrobek Cecylii Krysińskiej uznawany za jedno z ciekawszych jego dzieł długo uważano za całkowicie wykończony. Powstał w roku 1845, dziewięć lat po wilanowskim. Na sarkofagu postać wzorowana na posągu Śpiącej Ariadny, niegdyś znanego jako Umierająca Kleopatra. Śpiąca Ariadna, której rzymska kopia z przełomu I i II w znajduje się w Muzeach Watykańskich zainspirowała najpierw Monaldiego, a może jego mecenasów Marię Radziwiłłową i jej brata Feliksa Gawdzickiego. Polecili oni odkuć w carraryjskim marmurze Ariadnę z rysami żony księcia Mikołaja. Tatarkiewicz, który jeździł do Szydłowca po kamień musiał to widzieć. Nie wiadomo, czy rzeźbiarz zasugerował takie rozwiązanie młodemu wdowcowi, czy sam Zygmunt Krysiński, światły i wykształcony człowiek zlecił takie rozwiązanie. Za jego udziałem w decyzji o ostatecznym kształcie nagrobka przemawia odnaleziony niespodziewanie w 1978 roku baldachim o tudorowskim – jak w Wilanowie – łuku. Sam Tatarkiewicz raczej nie wybrałby takiego wzoru, najlepiej czuł się pracując nad czystymi, klasycystycznymi formami. Nagrobka Krysińskiej też nie zaliczał do swych najlepszych dzieł, chociaż jest to przecież praca wybitna. Warto zapoznać się z nią bliżej. Później, w sprzyjających okolicznościach, udać się do Szydłowca, posłuchać romantycznej (a jakże!)  historii miłości Marii i Mikołaja Radziwiłłów i przyjrzeć nagrobkowi. Można będzie zauważyć podobieństwa i różnice. Z całą pewnością inne są twarze obu posągów, jak inne były te dwie kobiety. Łączyło je niewątpliwie jedno – miłość, jaką obdarzali je ukochani mężowie.